wtorek, 11 listopada 2014

Rozdział 12 "Nie dam rady, nie tym razem"

Z samego, sobotniego ranka Dom Anubisa powitało rażące słońce. Wszyscy już, energicznie nastawieni do owego dnia, znajdowali się w jadalni. Tylko Patricia nie była w stanie wygrzebać się z łóżka, ale cóż, ona nigdy nie przepadała za swoimi urodzinami. Nienawidziła imprez, niespodzianek, prezentów i przede wszystkim przytulania. Od ponad pół godziny gapiła się sufit i obmyślała plan ucieczki, którego i tak za pewne nie użyje. Gdy żołądek zaczął śpiewać swoją melodię, dziewczyna postanowiła wstać. Była z siebie niezmiernie dumna, gdy stanęła na nogi, ponieważ jeszcze nie zdarzyło się jej o ósmej rano być w pozycji stojącej. 
Brawo, Williamson. - mruknęła w myślach. 
Podeszła szybkim krokiem do szafki i udała się do łazienki. Po wszystkich porannych czynnościach z wielką niechęcią zeszła do jadalni. Jak co dzień słyszała głośne śmiechy, głupie gadki Alfiego o kosmitach i szantaże Jeroma.
-Eee cześć. - powiedziała i zajęła jedyne wolne miejsce, między Eddiem a Jamesem.
-Patricia Williamson-Miller i wstawanie o ósmej rano. - zaśmiał się Jerome.
-Zamknij tą swoją wielką buźkę Jerome, bo wszyscy tutaj woleliby, żeby jutro rano wyglądała tak samo. - warknęła czerwonowłosa.
-Czyżby solenizantka wstała lewą nogą? - zapytał Jame (czyt. Dżejmi).
-Mam dwie lewe nogi dla twojej wiadomości. 
-Da się zauważyć. - przytaknął Eddie. Dziewczyna zgromiła go wzrokiem mówiącym: Lepiej się zamknij. 
-Więc co dziś robimy, Patricio? - odezwała się, dotychczas milcząca Amber.
-To co zawsze. - spojrzała na wszystkich po kolei, zakończyła na blondynie - Czyli nic.
-Czytasz mi w myślach. - uśmiechnął się uroczo.
-Tsa.
-Cholera dziewczyno. Masz urodziny i jesteś bez humoru. 
-A, kto cię Jame pytał o zdanie?
-Rozchmurz się , Patricio.  - wtrącił się Fabian - Chociaż ten jeden dzień.
-Ehh, okej. - uległa. Fabian ostatnio miał na nią dobry wpływ. Czuła się jakby tylko on starał się ją zrozumieć i nie miał pretensji o, byle co. 
-Patricio...-zaczęła Nina - Możemy porozmawiać?
-Jasne. - odpowiedziała i razem wyszły na korytarz.
-Wyjeżdżam. - powiedziała blondynka, gdy znalazłyśmy się na bezpiecznej odleglości od reszty.
-Jak wyjeżdżasz? Nie możesz teraz wyjechać! - oburzyła się Patricia.
-Patricio ciszej!. Wiem jak to wygląda. Jakbym uciekała przed tym wszystkim, ale... muszę. Babcia ciężko choruje i potrzebuje mojej pomocy. Eddie i Fabian się wszystkim zajmą tylko musisz im powiedzieć. - wyjaśniła.
-Ja mam robić za kłamczuchę i za pośredniczkę? Nie masz odwagi, żeby im powiedzieć, tak?
-Proszę. - jęknęła błagalnie.
-Dobra. Kiedy? - zapytała.
-Na jutrzejszym spotkaniu Sibuny. Wyjeżdżam dziś w nocy. A i...wszystkiego najlepszego. - dziewczyna uściskała Patricie.
-Eh, dzięki. - mruknęła.
-Nie lubisz urodzin. Można się było domyśleć.
-Mhm.

***

Ciekawe o czym Nina chciała rozmawiać z Patricią. - blondyn spojrzał kontem oka na znudzoną Patricię w towarzystwie Mary.
-Nie wiem, ale chciałbym się dowiedzieć. - oznajmił Fabian.
Chłopacy siedzieli w kuchni i zastanawiali się jak zaciągnąć Patricię w wyznaczone przez Amber miejsce.
-Wiem! - krzyknął uradowany Eddie - Zaproszę ją na spacer i pójdę z nią w umówione miejsce.
-Ona. Z tobą. Na spacer? - westchnął brunet.
-To może ty ją zaproś! Ostatnio dobrze się dogadujecie i nie będzie podejrzewać żadnej afery. - zaproponował.
-Okej. Mogę spróbować. - uśmiechnął się nerwowo.
Zaprosić Patricie na spacer. O losie.
-Nie ma się co denerwować. Najwyżej będziesz musiał się wykąpać i wyprać ciuchy. Chodź...podejrzewam, że ty nie masz co się obawiać jej wylewomanii.
-Wylewomanii ? Edisonie Miller, takie słowo nie istnieje. - chłopacy zanieśli się śmiechem. Przerwała im Patricia, która usiadła obok bruneta.
-Co was tak cieszy głąb...hmmm.. głąbie i Fabianie ? - spojrzała na nich i zmarszczyła czoło.
-Och. Jakie to przyjemne usłyszeć z twoich ust komplement, Gaduło. To jak dostać poparzenia trzeciego stopnia na języku. - blondyn puścił rozdrażnionej dziewczynie oczko - Niezmiernie miło było zostać poparzonym, jednak przepraszam, ale muszę iść schłodzić ranę.
-Palant. - mruknęła, kiedy Miller już odszedł.
Jak ją o to zapytać. To jak propozycja randki. - zadręczał się Fabian.
-Patricio, słuchaj. Chciałem cię o coś zapytać. - spojrzał w jej stronę i zaczął nerwowo bawić się rękawem od koszuli.
-Pytaj. W końcu z całego tego wariatkowa, tylko ty potrafisz zadawać rozsądne pytania. - uśmiechnęła się.
-Nie przeszłabyś się z-ze mną może po południu na s-spacer? - wydusił w końcu.
-Jasne. Po co te nerwy i jąkanie się? Jesteś moim przyjacielem Fabes i chętnie opuszczę choć na chwilę ten dom wariatów. - szturchnęła go ramieniem.
Raz grozi śmierć.  
 Chodzi mi o randkę. - oznajmił i wstał z krzesła -Zastanów się. Jak się zdecydujesz, napisz esemesa. 

***

Co cię napadło Fabian? Nie miałeś zapraszać jej na randkę! To niedorzeczne. Co ja teraz powiem Ninie? 

Patricia:
"Nie musiałeś uciekać. Z chęcią pójdę z tobą na randkę. A tak poza tym to czemu dom jest pusty?"

Fabian:
"Świetnie. Czekaj przed Anubisem o 15:30. Wiesz czemu."

Patricia:
"Ehh przyjęcie niespodzianka. Czemu oni nie rozumieją, że nie lubię urodzin, przytulania i prezentów. Mam na imię Patricia nie Amber."

Fabian:
"Może nie lubisz ale się ucieszysz. Za dobrze cię znam."

***

Było szare, pochmurne popołudnie. Niebo przypominało wielki kłąb dymu. Eddie chyba za dużo pali. -zaśmiała się w myślach. Po 10 długich minutach, oczom dziewczyny ukazał się brunet.
-Siemanko Fabes. Nie wiesz kto tak pali w Anubisie, boo ja podejrzewam Eddiego. - powiedziała z uśmiechem na twarzy.
-Nie wiem o co ci...- zmarszczył brwi a czerwonowłosa wskazała mu palcem na niebo - ..aa.. Teraz rozumiem.
-Więc idziemy w stronę Alkatraz ? - westchnęła i zamknęła oczy na znak bezradności. Brunet wykorzystał ten moment, podszedł do dziewczyny po czym złapał jej twarz w dłonie. Nie otworzyła oczu. Przejechał kciukiem po gładkiej skórze policzka Patricii i niepewnie musnął jej usta swoimi. Czerwonowłosa przyciągnęła go za szyję bliżej siebie i pogłębiła pocałunek. Ich języki zaczęły toczyć zaciętą walkę. Kiedy już zaczęło brakować im tchu, oderwali się od siebie lekko dysząc.
-Mógłbyś częściej to robić. - uśmiechnęła się i spojrzała chłopakowi w oczy.
-Nie mam nic przeciwko. - odpowiedział tym samym gestem – Musimy iść.
-Racja.
Przyjaciele wolnym krokiem wyruszyli w głąb pobliskiego lasu. Liście drzew głośno szumiały pod wpływem silnego wiatru spowodowanego zbliżającą się wielkimi krokami jesienią. Kolejną oznaką tej ponurej pory roku są listowia pokrywające się różnymi ciepłymi barwami i powolne ich schnięcie. Kiedy w dalszym ciągu między Patricią a Fabianem panowała niezręczna cisza, w oddali było już słychać krzyki Alfiego jednak zrozumieć dało się tylko marudzącego Jeroma:
-Za jakie grzechy muszę robić to wszystko skoro Miller się wymądrza. 
Patricia się zaśmiała.
-Więc… - zaczęła -…chodzimy ze sobą? Oczywiście nie słodź za dużo bo nie lubię tego. Ty to powinieneś wiedzieć najlepiej Fabes.
-Wiem i nawet nie będę cię przytulał. Chodzimy. – chłopak posłał czerwonowłosej promienny uśmiech – Mam nadzieję, że jak im powiemy nie dostaną zawału.
-Oho! Co jak co ale Eddie mógłby kopnąć w kalendarz. – stwierdziła rozbawiona – I, tak. Przytulania nienawidzę.

***

-Nienawidzę Was. – mruknęła – Wiecie, że niespodzianki dla mnie są katorgą nie przyjemnością.
Po dwóch godzinach miłego spędzania czasu na tańcach, rzucaniu się jedzeniem, dowcipach przy ognisku i pogaduchach, nadszedł czas na powrót do Anubisa. Wszyscy wraz z Patricią całe przyjęcie spędzili w dobrych nastrojach. Wiadomość o związku Patricii z Fabianem, każdy przyjął inaczej a raczej większość była w ogromnym szoku. Podczas drogi powrotnej Patricia spoglądała przelotnie na Eddiego, który najwyraźniej się porządnie zamyślił. Po chwili chłopak złapał się za ramię i syknął.
-W porządku, szczurze? – rzuciła w jego stronę. Blondyn odwrócił się w jej stronę.
-Tsa. – fuknął po czym podszedł do Fabiana i szepnął mu coś na ucho. Brunet przytaknął i razem ruszyli szybszym krokiem, wyprzedzając resztę grupy.
-Cholernie piecze mnie te wytatuowane ramię. – mruknął – Chyba znów coś mi się tam magicznie stworzyło.
Eddie był wyraźnie zdenerwowany.
-Spokojnie. Powinniśmy nie zwracać na nich uwagi i jak najszybciej wrócić do Domu. Pokażesz mi to w pokoju.

***

-To podpowiedź! -  powiedział zdesperowany Fabian analizując kolejny bolesny „tatuaż” swojego przyjaciela. Był dłuższy i o wiele bardziej uciążliwy od tamtego.
-Wiesz już o co chodzi w tej zagadce? – jęknął blondyn, kiedy owładnęła nim kolejna fala bólu. Brunet przez kilka sekund nadal przyglądał się zagadce i, jak się już domyślił, podpowiedzi po czym odpowiedział na wcześniejsze pytanie:
-Zaczyna mi świtać. Muszę sobie to napisać a tobie przyniosę lód. Powinno ci chociaż troszkę pomóc.
-Wielkie dzięki Fabian. Nie wiem co bym bez ciebie zrobił. – zaśmiał się Eddie.
-Tak, tak.
Jak tylko chłopak wyszedł, blondyn zaczął przyglądać się podpowiedzi.

Gdy chciwi ze zła wyznawcami,
wciąż toczą wojny nocami.
Chcą bogowie zaprzestać boju powoli,
o dziewcze w rodu niewoli.
Ozyrion w piekle nie zginie,
myśląc o przeklętej dziewczynie.
Lecz jego chęci dziecinnie banalne,
ona półmartwa już w krwi leży fontannie.

-O co w tym do cholery jasnej chodzi? Szkoda, że nie jestem takim Fabianem, który rozumie chodź słowo z tego średniowiecznego języka. – mruknął – I jeszcze ta ręka tak cholernie boli.

***

Było już po dwudziestej a Fabian nadal próbował wymyślić rozwiązanie zagadki. Jęki i marudzenia Eddiego wcale mu nie pomagały, jednak kiedy przestał powtarzać „Boli!”, w pomieszczeniu zapadła cisza.
-Lepiej? – zapytał brunet nie odwracając głowy znad laptopa.
-Mhmmm. – burknął ledwo słyszalnie blondyn a, w efekcie Rutter odwrócił głowę w jego stronę. Chłopak leżał na brzuchu w rozwalonej pościeli zasypiając.
-Na ciebie zawsze można liczyć Eddie.
-Wiem, skarbie. Zmieńmy temat mojego lenistwa na coś ciekawszego. Ty i Gaduła? Byłem w szoku.
-Ja też. Nie wiedziałem, że zgodzi się iść ze mną na randkę.
-Może uda ci się odlać z jej mózgu troszkę głupoty. – Miller zaniósł się gromkim śmiechem – Możesz mieć na nią dobry wpływ.
-Na nią nic i nikt nie ma dobrego wpływu. To córka szatana. – zażartował.
-Coś w tym jest. Co z zagadką?
-Jestem przekonany o tym, że chodzi o śmierć dziewczyny i o ciebie. I chyba… - uciął.
-Chyba co? – Eddie spojrzał na niego zaniepokojonym wzrokiem.
-Chyba chodzi o śmierć Patricii. To ona jest potomkinią i wiemy już, że jest z tobą związana. A jeżeli mam rację to wyjaśniając prościej – Faceci w czarnych szatach są w konflikcie z Victorem i spółką jednak utrzymują kontakty na temat Trixie a naszym bożkom się to nie podoba. Reasumując, chcą zabić Patricię, tym samym zyskując nad nami przewagę. Jesteśmy między młotem a kowadłem Eddie. Nie możesz teraz ufać ojcu i powinieneś pilnować Patricii.
-Boże… - mruknął blondyn – Czy nie mają dość tej całej szopki? Naprawdę muszą chcieć zabić niewinną osobę? Tam pisze, że jej nie ochronie.
-Nie przesądzaj. Po prostu miej ją ciągle na oku a ja postaram się uważać na Victora i Sweeta. – oznajmił.
Spieprzę. Czuję to. Nie dam rady, nie tym razem