-Eddie wyjeżdża za równe dwa dni. - usłyszeliśmy od Jeroma, który właśnie przyszedł na śniadanie i zajął swoje miejsce.
-Co?! - zanieśliśmy się chórem. Tylko Patricia nie zareagowała i tępo patrząc w talerz, bawiła się jedzeniem.
-Nooo, nasz ukochany Miller pakuje torby i wraca do Ameryki. - wyjaśnił.
-Mówił ci? - spytałem chłopaka.
-Nie. Widziałem go w nocy, w kuchni, wyglądał identycznie jak teraz Patricia. Chciałem z nim pogdać, ale reakcja była taka jaką zaprezentuje nam Trixie.
-Patricio. - zwrócił się do dziewczyny, lecz nie zareagowała - Patricio!
-Hmm? - rozejrzała się po jadalni - Nie mam ochoty na rozmowę Jerry.
Wstała od stołu i wyszła na dwór.
-Widzicie.
-No to skąd masz taką informację? - spojrzałem na niego i westchnąłem - Eddie z własnej woli by nie wyjechał.
-Podsłuchałem rozmowę Sweeta i Victora. O! O wilku mowa. Spadam.
-Co wy tu jeszcze robicie?! - odezwał się Victor - Do szkoły. Już!
***
Szedłem właśnie z Niną korytarzem i rozmawialiśmy na temat dzisiejszej porannej wiadomości.
-Bez Ozyriona sobie nie poradzimy. To, że udało im się wtedy uciec to nie znaczy, że zostawią Patricie w spokoju. - mówiła zaniepokojona.
-Wiem, dlatego musimy coś wymyślić zanim stracimy Ozyriona, a Patricie zabiją jacyś wariaci. - szeptałem z powodu licznej obecności uczniów w pobliżu.
-Choć, mam pomysł. - blondynka pociągnęła mnie za rękę w stronę gabinetu dyrektora. Ku mojemu zdziwieniu nie zapukała tylko od razu weszła. Nikogo nie zastaliśmy.
-A co dokładnie wymyśliłaś?
-Nie chce tutaj Eddiego bo wie kim jest i wie, ze będzie bronić potomkini. W takim razie sprzedam mu bajeczkę, że Patricia zaczęła się pakować i także zamierza opuścić Dom Anubisa. Będzie zmuszony zmienić zdanie.
-Rac...
-A co wy tu robicie? - przerwał mi dyrektor.
-My przyszliśmy w sprawie Eddiego. Po tym jak rozeszło się, że wyjeżdża Patricia także zaczęła się pakować. - tłumaczyła Nina.
-Co? - spojrzał na nas dziwnym wzrokiem - Nie, nie, nie. Nie ma takiej opcji.
Wyglądał na bardzo zdenerwowanego.
-Zawiadomcie Patricie, że Edison nigdzie nie wyjedzie. - powiedział w końcu - A teraz proszę, wracajcie do Domu.
***
/Eddie/
Przecież nie mogę wyjechać. Mój wyjazd oznaczałby narażenie Patricii jak i reszty na ogromne niebezpieczeństwo. Teraz, w końcu, jestem pewien, że mój ojciec jest w to zamieszany. Muszę coś wymyślić. Niestety rozmyślenia przerwało mi głośne pukanie do drzwi.
/Patricia/
Ja już mu pokaże. Nie ma po co się nim przejmować. Pobawimy się w lany poniedziałek, leszczu.
-Otwarte! - na ten znak, wściekła, wparowałam mu do pokoju i pierwsze co wylądowało na jego głowie to spaghetti.
-Co ty... - spojrzał na mnie totalnie zdezorientowany.
-Twoja kolacja, karaluchu. - syknęłam, po czym rozlałam na jego głowę sok pomarańczowy - A to żebyś miał czym popić.
Byłam tak wściekła, że nie nie potrafiłabym się z nim kłócić inaczej by mu się ostro oberwało. Gdy wyszłam z jego pokoju wleciałam prosto w Fabiana.
-Sorki. - mruknęłam, a następnie go wyminęłam.
-Co ty Patricio, wracasz z zamachu? - brunet się roześmiał.
-Bingo! - odkrzyknęłam będąc już na schodach.
/Fabian/
-Woow. - powiedziałem, kiedy zobaczyłem Eddiego całego umorusanego w spaghetti i czymś pomarańczowym - Czyli to naprawdę był zamach.
Roześmiałem się i podałem chłopakowi ręcznik.
-Zamach. - przytaknął - A najgorsze jest raczej to że nie znam powodu tego zamachu. O ile pamiętam moja armia była pokojowo nastawiona do armii Gaduły.
-Ona taka jest, jej nikt nie potrafi zrozumieć. - westchnąłem - Nina załatwiła, żebyś tu został.
-Jak? - blondyn wybałuszył oczy.
-Nakłamała Sweetowi, że Patricia jak się dowiedziała o twoim wyjeździe to także zamierzała wyjechać. Od razu zmienił zdanie, a oznacza to, że...
-...że jest wmieszany w całą tą sprawę i do tego nie jest po naszej stronie - wtrącił - Wiem. Domyśliłem się.
Chłopak wyglądał na przygnębionego.
-Przykro mi Eddie. - położyłem mu dłoń na ramieniu.
-Dzięki. Teraz zostaje mi się umyć i przejść się na spacer. Czas na poważną konfrontacje z moimi myślami. - wstał i wziął jeszcze kilka potrzebnych mu rzeczy, a następnie wyszedł.
Wszystko się komplikuje.
***
/Jason/
Był miły, chłodny wieczór. Leżałem w łóżku patrzałem się w sufit. Lubiłem to robić, był to mój indywidualny sposób na wyciszenie umysłu. Jedyne co mnie teraz martwiło to Patricia. Dałem jej sporą działkę towaru, który dopiero wszedł na czarny rynek. Nawet nie znałem jego działania. Byłem cholernie głupi, że ją puściłem Teraz tylko muszę mieć nadzieję, że nic jej się nie stanie.
/Eddie/
Wracałem właśnie z mojego spaceru, podczas którego wiele przemyślałem. Ojciec jest w zmowie z jakąś sektą. Z kolei tamci ludzie, chcą zabić Patricie, a ja jestem jedyną tego przeszkodą. Skoro oni mnie nienawidzą, bo wszystko im krzyżuje, to ojciec także mnie nienawidzi. Cóż w takim razie moje postanowienie to za wszelką cenę bronić Sibuny przed tym całym burdelem.. Kiedy dotarłem przed dom Anubisa doznałem szoku. Patricia stała na dachu budynku i bujała się (w przód, w tył) na krawędzi. Odbiło jej. Wiedziałem, że jak zacznę się drzeć żeby zeszła to zbiegnie się cała chmara niechcianych osób. Postanowiłem wejśc na dach strychem, bo jak wspominała Nina - pozostawiła klucz do owego pomieszczenia pod opieką Gaduły. Pode drogą minąłem się z Fabianem, któremu przelotnie szepnąłem:
-Patricia jest na dachu.
-Co? - odwrócił się i podążył za mną - Eddie co ty bredzisz?
Ucichł. Zasadniczo mu się nie dziwie.
-Gaduło, złaź stąd. - nakazałem, lecz dziewczyna nic sobie z tego nie robiła - Złaź natychmiast.
-Spieprzaj, karaluchu. - rzuciła oschle. Coś w jej głosie mi nie pasowało. Wydawało mi się, że jest agresywna.
-Okej będę stąd spieprzać, ale nie bez ciebie. - zbliżyłem się do niej kilka kroków. Teraz była góra metr ode mnie.
-Jesteś totalnym popaprańcem, Miller. Nie powinieneś był tu przyjeżdżać. A wiesz co jest najgorsze? - zapytała.
-Nie. - odpowiedziałem. Pierwszy raz wypaliła do mnie po nazwisku.
-To, że tak bardzo było mi przykro, ze wyjedziesz. Dlaczego? Nie mam cholernego pojęcia.
-Ale jednak nie jadę. - wyjaśniłem - Nina to załatwiła.
Patricia zmieniła pozycje na siedzącą, puściła się krawędzi i zaczęła klaskać.
-Brawo! - krzyknęła i wybuchnęła głośnym śmiechem. Wykorzystałem chwilę jej nieuwagi, podszedłem do niej i przerzuciłem ją sobie przez ramię.
-Wracamy. - zwróciłem się do Fabiana.
W tym momencie byłem już pewien. Patricia jest pod wpływem narkotyków. Tłumaczy to jej wahania nastroju, ale kto jej to sprzedał.
-Ooo Fabian słodziaku. - dziewczyny nadal nie odstępował dobry humor - Dlaczego ty mnie nie ponosisz na rękach, hmm?
-Dobrze się czujesz? - spojrzał na nią.
-Jest naćpana, więc lepiej pilnować, żeby nikt nas nie zobaczył bo będą problemy.
***
/Patricia/
Otworzyłam oczy. Na całe szczęście okna były zasłonięte. Tylko gdzie ja jestem?
-Niech mi się tylko ten pajac pokaże na oczy to... - mówiłam, ale nie przeszło mi przez myśl, ze tu jest.
-To co? -zapytał. Odwróciłam głowę w jego stronę.
-To mu podziękuję za przenocowanie. - odpowiedziałam sarkastycznie.
-Ty mnie raczej błagać o wybaczenie i o milczenie powinnaś.
-Bo?
-Bo uratowałem cię od próby samobójczej, zniosłem twoje złośliwości i wraz z Fabianem nie dopuściłem do tego aby ktoś zobaczył cię naćpaną. No ... doliczmy do tego jeszcze, że pół nocy się z tobą męczyłem, bo byłaś nieźle napalona. - na jego twarzy pojawił się wielki banan i ukazał się szereg białych zębów.
-Dupek. - rzuciłam w niego poduszką - Ale cóż błagam cię o wybaczenie i milczenie.
-Niech ci będzie, ale jak jeszcze raz zobaczę cię pod wpływem narkotyków to pogadam o tym z Sweetem. - wyjaśnił.
-Okej. - dałam mu do zrozumienia, że więcej się to nie powtórzy - Ale nic więcej nie odwaliłam?
-Podrywałaś Fabiana.
-Co? - nagle Eddie złapał się za rękę i zrobił kwaśną minę - Co rękę też ci pogryzłam, czy coś?
-Nie. - zaśmiał się - Jakiś skurcz.
***
/Fabian/
-Nie ma jej już? - spytałem blondyna, gdy wszedłem do pokoju.
-Nie. Już się doprowadziła do normalności. - odpowiedziałem.
-Eddie zrobiłeś sobie tatuaż? - zaśmiałem się. Rękę Eddiego pokrywały jakieś napisy.
-Nie zauważyłem tego, ale ręka strasznie mnie piekła.
-Pokaż.
Po chwili przyglądania się 'tatuażowi' stwierdziłem, że to kolejna zagadka.
-Zagadka. - mruknąłem.
-Super! To teraz będą mnie tatuować zagadkami. - westchnął.
Zegar śmierci odlicza,
bicie serca dziewczego oblicza.
Dosięgnie ją kara za grzechy , a wtem
ujrzy boskie kielichy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz